czwartek, 25 lipca 2013

Prolog.

Jest godzina 23:35. Siedzę sama w parku i jak co wieczór i patrzę się wciąż to samo miejsce. Przed oczami cały czas widzę wielką ciężarówkę taranującą małe rodzinne autko, a w nim zawsze szczęśliwe małżeństwo. Minął już rok a to wydarzenie cały czas siedzi w mojej głowie. Już powoli przestaje się za to obwiniać, ale nadal ciągle o tym myślę. Gdybym tylko się wtedy nie spóźniła nie doszłoby do wypadku, a teraz muszę pogodzić się z tym, że moi rodzice już nie wrócą.

‘-Hej kochanie, czekamy na ciebie już od 15 minut. Już powinniśmy być dawno w drodze. –odsłuchałam głos mojej mamy na poczcie głosowej. Od razu pobiegłam do domu, wiedziałam, że byłam bardzo spóźniona. Gdy dotarłam na miejsce widziałam odjeżdżający samochód. Nie słyszeli jak wołałam, więc pobiegłam za autem. Dobiegłam do parku, a oni w tym czasie dojeżdżali do sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu. Spojrzeli na mnie i przez to nie zauważyli czerwonego światła. Przerażona widokiem uderzającej w nich ciężarówki upadłam na ziemie.’

Łzy po raz kolejny zebrały się w moich oczach. Siedziałam skulona na ławce i nagle poczułam, że ktoś przykłada rękę do moich ust.
-Ciii… -usłyszałam cichy głos nieznajomego i gwałtownie wstałam. -Ja nic Ci nie zrobię, ale musisz stąd iść. Chodź za mną, szybko. –powiedział cały czas szepcząc i pociągnął mnie za rękę.
-O co chodzi? Co się dzieje? –spytałam nie wiedząc jak zareagować.
-Nie czas na pytania, ciszej. – odpowiedział nawet nie odwracając się w moją stronę, cały czas biegnąc przed siebie. –Skręcamy. –pociągnął mnie do jakiejś uliczki między blokami i szybko kucnął za śmietnikiem pokazując ręką, że mam zrobić to samo. –Nie zadawaj żadnych pytań, po prostu siedź cicho, zaufaj mi. –powiedział tym razem patrząc na mnie. W tych ciemnościach nie mogłam dostrzec jego twarzy, zauważyłam tylko jego zielone tęczówki. Byłam cicho tak jak kazał, ale nadal nie wiedziałam co robić, czy faktycznie mu zaufać. W pewnej chwili spostrzegłam, że chodnikiem biegnie trzech uzbrojonych mężczyzn z broniami w rękach. Straciłam ich ze wzroku, ale wiedziałam, że poruszali się w stronę parku. Po około pięciu minutach chciałam wstać, ale poczułam mocny ucisk na moim ramieniu.
-Nie ruszaj się. –powiedział, a od razu po tym zasłoniłam odruchowo uszy pod wpływem głośnego wybuchu. Mężczyzna wstał i podał mi rękę.
-Jesteś już bezpieczna. Wracaj do domu. –powiedział stanowczo i zaraz potem zniknął za budynkami. Byłam taka przestraszona, że nie wiedziałam co zrobić. Pobiegłam za nim, ale go nigdzie już nie było. Postanowiłam więc wrócić do domu tak jak kazał. Wychodząc z ciemnej uliczki widziałam płonący park, a z daleka słychać było głos sygnału straży i policji. Uciekłam stamtąd chcąc jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu.  

_________

Hej, tu Ada. To nowy blog mój i Wikk. Mam nadzieję, że nas pomysł wypali i osiągniemy tyle co na naszym pierwszym blogu. Tutaj rozdziały będą dodawane raz na tydzień lub 2 razy w tygodniu. Jeśli macie jakieś pytania: