poniedziałek, 18 listopada 2013

8. Koniec z tajemnicami.

Powoli otworzyłam oczy. Na początku jedyne co widziałam to tylko mgłę. Chciałam przetrzeć je ręką, ale poczułam, że są przywiązane. Kiedy byłam już w pełni świadoma, rozejrzałam się dookoła. Byłam w dość dużym pokoju z jednym oknem, ściany były szare, tak jakby brudne. Siedziałam na krześle na środku pokoju ze związanymi rękami. Gdy odchyliłam głowę do tyłu zauważyłam, że za mną znajduje się jeszcze kanapa i mały stoliczek. W ogóle nie miałam pojęcia co to za miejsce... Zza okna było widać tylko niebo, więc musiałam znajdować się gdzieś wysoko. Na dworze było jasno, czyli wygląda na to, że byłam nieświadoma przez całą noc. Ostatnie co pamiętam to szybka jazda w aucie z człowiekiem, który już kiedyś mi groził. To nie wróży nic dobrego. Nie mam pojęcia co robić. Próbowałam uwolnić moje ręce, ale to nic nie dawało, tylko bolało. Poddałam się. Siedzę teraz bezczynnie i myślę. Wiem, że gdybanie nad tym co mogłoby być gdybym nie zrobiła tej i tej rzeczy nic nie pomoże, ale to jest silniejsze ode mnie. Odruchowo odwróciłam głowę w prawo patrząc na drzwi. Było słychać kroki. Tak jakby ktoś wchodził po schodach. Głośno przełknęłam ślinę i czułam wielką gulę w gardle. Serce zaczęło bić szybciej, a przez mój mózg przeszły miliony myśli. Co jeśli ten człowiek coś mi zrobi? Chwycił za klamkę. O nie. Drzwi zaczęły się uchylać. W obawie, że może zacząć ze mną rozmawiać, zamknęłam oczy i udawałam, że nadal śpię. Wszedł do środka, ale nie usłyszałam żeby zamknął drzwi. Zrobił kilka kroków do przodu, a ja starałam się, żeby nie zauważył mojego zdenerwowania.
-Ohoho nadal śpi, śpiąca króle… suka. –prychnął i chyba poszedł usiąść na kanapie. Uf dobrze, że myśli, że nic nie słyszę.
-Halo?... Tak… Śpi… Co z nią zrobimy?... Na pewno?... Jak chcesz, ale ja nie biorę tego na siebie… Okej… Czekam. – usłyszałam rozmowę telefoniczną. Nietrudno się domyślić, że jest o mnie… Tylko szkoda, że nie dowiedziałam się jaki jest mój wyrok. Eh… Nie zamierzam się „budzić”. Wstał i zrobił kilka kroków. Zbliżał się do mnie. O nie. Poczułam jego oddech na moim policzku. Miałam gęsią skórkę. Mam nadzieję, że nie domyślił się, że udaję. Dłonią przesunął mój kosmyk włosów za ucho.
-Tak wyśpij się, bo niedługo będziesz się ostro bawić. –szepnął mi do ucha, a mi zrobiło się niedobrze. Nagle usłyszałam strzał, a mężczyzna upadł na ziemię, zabierając rękę z mojego policzka. Zastanawiałam się czy to ktoś kto chce mnie uratować, nie wiedziałam czy mam otworzyć oczy. Czekałam aż się upewnię. Zbliżał się do mnie powolnymi krokami, a gdy już dotarł, odwiązał moje ręce, które bezwładnie opuściłam. Położył dłoń na moim udzie i dłonią uniósł mój podbródek.
-Late? Słyszysz mnie? –usłyszałam głos z lekką chrypką, który należał oczywiście do Harrego. Od razu otworzyłam oczy i rzuciłam się na jego szyję. Popatrzyłam mu prosto w oczy i złączyłam nasze wargi w głębokim pocałunku.
-Dziękuję. –powiedziałam i ponownie go przytuliłam.
-Cała się trzęsiesz, spokojnie, jesteś już bezpieczna. –szepnął. –Chodźmy stąd, szybko. –ruszył w stronę drzwi, a moją uwagę przykuł leżący na podłodze mężczyzna.
-Czekaj. Zabiłeś go!? –krzyknęłam przestraszona.
-Nie. Jeszcze żyje, dlatego musimy uciekać, bo zaraz przyjadą jego wspólnicy. –ponownie ruszył do wyjścia.
-Ale…
-Chodź już! –prawie krzyknął. Poszłam za nim nie odzywając się więcej.

*

-Gdzie jedziemy? –spytałam po paru minutach ciszy.
-Do szpitala. Chyba chcesz zobaczyć się z bratem, więc zawiozę cię tam. –co mu się stało, że teraz był taki oschły. Eh. No dobra. Już prawie jesteśmy, więc się już nie odzywam. Może sam coś powie. Zatrzymał auto.
-Ty też wysiadasz? –ugh, a miałam się do niego nie odzywać…
-Tak, Maggie tam jest. –spojrzał na mnie i kliknął guzik, aby zakluczyć samochód.
-Okej… -zrobiłam zdziwioną minę, ale o nic więcej już nie pytałam. Weszliśmy do środka i pielęgniarka zaprowadziła nas do Sali gdzie leży mój brat. Drzwi były uchylone. Maggie siedziała obok jego łóżka na krześle. Widać było, że dobrze się bawili, bo oby dwoje mieli wspaniały humor.
-Hej. –powiedziałam i machnęłam ręką na powitanie.
-No cześć siostra! Gdzie zniknęłaś? –uśmiechnął się i poklepał miejsce obok siebie, abym usiadła. Tak zrobiłam.
-Cześć Lateysha, do zobaczenia jutro. –mała przytuliła mnie i pobiegła do Harrego, który stał w drzwiach. Nie odezwał się ani słowem… Tylko wziął dziewczynkę i wyszedł.
-Więc? Gdzie byłaś? –brat miał już dobry humor. Dziwne, ale to dobrze.
-Ym, musiałam coś załatwić sama. Takie… moje osobiste sprawy, rozumiesz… -wykręciłam się od odpowiedzi. Mam nadzieję, że nie będzie chciał wiedzieć nic więcej. Niby wiedział o wszystkim co stało się wcześniej, ale nie chcę go bardziej w tą wplątywać. 
-Uuu, okej. Ale przecież ON zniknął razem z tobą. –nie trudno zauważyć, że nie przepada za Harrym, ale w sumie to mu się nie dziwie, bo w końcu to on go pobił…
-Po prostu przyjechał po mnie. –serio nie chciałam mu nic powiedzieć, wolałam żeby wrócił do ciotki i nie miał już z moją sprawą nic wspólnego. –A kiedy wracasz? –zapytałam.
-Co? Chcesz już się mnie pozbyć co? –zrobił udawaną smutną minę. –Nie no, jutro jadę. Przecież nic mi nie jest.
-Ok…
-Tylko Late… -zaczął.
-Tak?
-Uważaj na niego nie chcę żebyś cierpiała. –uśmiechnął się, a ja wstałam już gotowa do wyjścia.
-Dzięki. Kocham Cię. –przytuliłam go i ruszyłam w stronę drzwi.
-Ja ciebie też! –krzyknął, gdy stałam już na korytarzu. Otwierając drzwi od szpitala poczułam chłodny wiat. Do domu nie miałam blisko, ale postanowiłam się przejść. Zrobiłam kilka kroków w przód i usłyszałam klakson samochodu. Odruchowo odwróciłam od razu głowę. To Harry… Czekał tu na mnie przez ten czas? Dziwne. Podeszłam i wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera.
-O co chodzi? –zaczęłam.

-Przecież nie będziesz szła pieszo. –odpalił samochód. –Jedziemy do mnie. –bardziej to oznajmił niż zapytał, ale nie chciałam już protestować. 

*

Siedziałam na kanapie w salonie, a Harry był z Maggie w jej pokoju. Chyba poszedł ją położyć do spania, bo w aucie narzekała, że jest zmęczona. O czym będziemy rozmawiać jak przyjdzie? Eh. Z zamyślenia wyrwał mnie Harry, gdy zjawił się w pokoju i usiadł obok. Obserwował mnie, ale nie odezwał się ani słowem. Skoro już siedzieliśmy tutaj razem postanowiłam wykorzystać sytuacje, odezwać się i może wszystko naprawić?
-Skąd masz broń? -może nie za dobre pytanie na rozpoczęcie rozmowy, która miała wszystko naprawić, ale musiałam o to spytać. Nawet na niego nie spojrzałam. 
-Byłem kiedyś w mafii. -powiedział czekając na moją reakcję.
-Co! -spojrzałam na niego ze zdziwieniem i lekkim... strachem?
-Teraz już nie muszę tego przed tobą ukrywać. Dużo widziałaś, dużo wiesz... więc po prostu powiem ci wszystko. -przysunął się bliżej i spojrzał mi głęboko w oczy. -Chcę to wszystko naprawić, wiesz? -uniósł kącik ust. -Nie jestem pewien czy ta prawda wszystko naprawi, ale warto spróbować. Wolę nie mieć już przed tobą żadnych tajemnic. -oparł łokcie na kolanach i siedział tak chwilę w ciszy.
-Od czego mam zacząć? -spojrzał na mnie.
-Od początku... -odpowiedziałam gotowa na wszystko. 

środa, 6 listopada 2013

UWAGA

CZESC. Znowu dłuższa nieobecność. Bardzo przepraszamy :C W szkole mamy taką masakre, że nie mamy czasu na życie prywatne po południu, wiec nie ma kiedy napisac rozdziału. W tym roku piszemy testy i dlatego próbujemy sie starać. Dostałam pytanie na asku kiedy następny rozdział, wiec informuje was, ze postaram sie go napisac i dodac w przyszłym tygodniu. :)

środa, 9 października 2013

7. To był błąd.

Cala drogę milczałam i nerwowo stukałam palcem o deskę rozdzielcza. Ciekawe co dalej? Dojedziemy do szpitala i mnie tam zostawi, czy zostanie razem ze mną? Czy czuje jakiekolwiek wyrzuty sumienia z powodu mojego nieprzytomnego brata? Connor nie zasłużył sobie niczym na takie traktowanie. Mimo, ze Harry nie wiedział jakie łączą mnie z nim więzi i tak nie powinien tego robić. Jak daleko jest do tego cholernego szpitala? Tyle pytań których nie potrafię nawet mu zadać.
-Przestań. -warknął stanowczo brunet, chwytając moja dłoń abym przestała nią nerwowo stukać. Zwęziłam usta w cienka linie. Jeszcze tego brakowało, abym go wkurzyła ponownie. Próbowałam zignorować motyle w brzuchu spowodowane dotykiem jego dłoni. To nie był odpowiedni moment, aby teraz o tym myśleć, nie teraz. Najgorszy był fakt ze nadal trzymał dłoń na mojej i wcale nie zamierzał puścić. Po chwili oparł nasze splecione ręce pomiędzy siedzeniami i pocierał moje knykcie. Z pewnością chciał mnie uspokoić, tylko nie rozumiałam dlaczego. Oblizałam zdenerwowana spierzchnięte wargi, starając się olać jego czułe zachowanie, aby uśpić motyle łaskoczące moje podbrzusze. Przed oczami pojawił mi się obraz kałuży krwi Connora oraz mężczyzny w czarnej kominiarce. Momentalnie cała się spięłam zdając sobie sprawę, ze Harry musiał mieć coś związanego właśnie z mafia. Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej, gdy uciekaliśmy z parku? To było logiczne, ze zadarł z wieloma osobami. Jest z reguły wybuchowy i nie kontroluje sam siebie. Najgorsze, że w to cale gówno zostałam wplątana ja. Z żalem puściłam jego dłużą dłoń kładąc ja na swoich nogach. Milczałam z wbitym wzrokiem w szybę, bojąc się jego reakcji na moje odrzucenie.
Poczułam na sobie jego palące i wściekle spojrzenie. Spoglądnęłam na niego katem oka dostrzegając jak jedną ręka robi szybki manewr skręcając samochodem na jedno z poboczy i tam się zatrzymując. W tym momencie miałam dosłownie palpitacje serca. Zaczął się niewygodnie kręcić na swoim miejscu i odpiął pas, aby moc odwrócić się w moja stronę. Odważyłam się na niego spojrzeć i spotkały mnie tym razem zaciekawione, zielone tęczówki. Zacisnęłam usta, by nie rozpłakać się i nie wypaplać powodów mojego zachowania. Miałam ochotę opowiedzieć mu wszystko. O strasznym facecie i o moim idiotycznym pomyśle. Domagałam się nawet wytłumaczenia tego co wydarzyło się podczas wybuchu.
-Kochasz go? -zapytał spokojnie bacznie lustrując moja twarz. To pytanie mnie wmurowało, a szczególnie jego cichy i niepowściągliwy ton.
-Bardzo -wyznałam cicho zgodnie z prawda.
-Wiedziałem. -wycedził przez zaciśnięte zęby. Cała sielanka zniknęła w oka mgnieniu. Bez żadnego namysłu dodałam
-Ale nie w ten sposób o jakim myślisz Harry. Od razu zdałam sobie sprawę jaka głupotę palnęłam. Świetna wpadka, Cowell.
Lokers rozluźnił lekko mięśnie i zabawnie zmarszczył brwi z zagryziona warga dotknęłam miejsca pomiędzy nimi, aby zmarszczka zniknęła. Dzięki temu jego mina od razu złagodniała. -To mój brat. -upokorzona wyznaniem udałam zainteresowanie skrawkiem swojej bluzki.
-Co? Jesteś ze swoim bratem? Czy ty...
-Udawaliśmy idioto. -przerwałam mu być może za ostro. –Wybacz. -posłałam mu niewinny uśmiech, niewinnie się rumieniąc. Na początku kąciki jego ust uniosły się ku górze , ale szybko opadły. Tym razem skupiał się na kierownicy zamiast na mojej twarzy. Ciekawiło mnie co za myśli kłębią się w głowie bruneta. W napięciu czekałam na najważniejsze pytanie. Mijały sekundy, minuty, a mi co raz bardziej śpieszyło się do Connora. Chciałam wiedzieć jak ma się jego stan, ale również nie mogłam uniknąć tłumaczenia się.
-Dlaczego? -spytał odwracając głowę w moja stronę. Jedno proste pytanie, a wzbudziło we mnie tysiące emocji za jednym razem.
-Ja… Nie mogę ci powiedzieć. –opuściłam głowę i przymknęłam oczy, aby zatrzymać napływające do nich łzy. Poczułam jak jego ręka dotyka mojego podbródka i unosi moją twarz, tak abym patrzyła mu w oczy. Nie miałam pojęcia co teraz powie. Przyglądał się mi przez kilka sekund i wytarł swoim kciukiem pojedynczą łzę, która spływała po moim policzku.
-Ejj mała, spokojnie. –uśmiechnął się i zaśmiał lekko, a następnie odgarnął moje włosy za ucho. –Czemu nie możesz mi powiedzieć? O co chodzi? –spoglądał na mnie pytająco, a ja tylko przygryzłam wargę i spuściłam wzrok.
-To dla bezpieczeństwa naszego i Maggie. –powiedziałam nagle nie zastanawiając się czy dobrze robię.
-Nie rozumiem… -zmarszczył brwi.
-Chodzi o to, że my nie powinniśmy nawet teraz rozmawiać. Jeśli nas zobaczą to mogą coś zrobić, tak jak mi powiedział…
-Ale kto powiedział? – spojrzał na mnie, ale zaraz z powrotem spuścił wzrok. –Czy to… -zaczął szeptem, a w jego głosie można było usłyszeć zdenerwowanie.
-Tak. -powiedziałam nerwowo patrząc w szybę i nagle otworzyłam drzwi, wyskoczyłam i zaczęłam biec przed siebie.
-Lateysha! Stój! –krzyczał. Odwróciłam się.
-Ja… Nie mogę! –spojrzałam w jego stronę i ponowie wróciłam do biegu. Usłyszałam obok nadjeżdżający samochód. Zatrzymał się, a ja odwróciłam się.
-Harry… -serce podskoczyło mi do gardła, gdy ujrzałam kto siedzi za kierownicą.
-Cześć. Pewnie mnie nie kojarzysz, ale już kiedyś rozmawialiśmy. –uśmiechnął się w moją stronę i nagle wyszedł z auta. Nie wiedziałam co zrobić, kompletnie mnie zamurowało.
-Teraz pójdziesz ze mną szmato. –powiedział przez zęby i chwycił mnie za nadgarstki. Związał je w mgnieniu oka.
-HARRY! –krzyknęłam, a on wepchnął mnie do auta. Szybko usiadł na miejsce kierowcy i ruszył pojazdem. -Teraz przez ciebie mam go na ogonie. –wysyczał i poczułam jak przyspiesza. –Lepiej siedź spokojnie, bo za każdy swój ruch pożałujesz. Łzy zaczęły spływać strumieniami z moich oczu. Serce waliło mi tak szybko jak nigdy. Miałam nadzieję, że Harry mnie uratuje. Do tego nie wiedziałam co się dzieje teraz z moim bratem. Czemu jestem taką idiotką?

10 KOMENTARZY = NEXT 
PRZYPOMINAMY O MOŻLIWOŚCI ZAPISANIA SIĘ DO INFORMOWANYCH. 
http://www.ask.fm/Adaa24
http://www.ask.fm/notoWikk

sobota, 28 września 2013

6.Czy ja zgłupiałam?


Powstała zakładka INFORMOWANI, więc zapraszam do wpisywania się.
Wolicie krótsze rozdziały dodawane częściej, czy długie rozdziały dodawane co tydzień? 
10 komentarzy=next



-Poczekaj, poczekaj, bo już się pogubiłem. Mam rozumieć, że robisz to tylko po to, aby twoje kłamstwo stało się bardziej wiarygodne? -na jego czole wytworzyła się mała zmarszczka, która pojawiała się tylko wtedy, gdy nad czymś intensywnie myślał. A uwierzcie mi, że było to rzadko spotykane zjawisko. Opowiedziałam Connorowi wszystko, bez wyjątku. Wiedziałam, że zachowa to dla siebie i postara się mi pomóc.
-Oj tam, od razu kłamstwo. -zaśmiałam się nerwowo, ale wiedząc, że jego to nie bawi kontynuowałam. -Po prostu robię to, żeby ich chronić. Jeśli zobaczy nas razem i zrozumie, że nie kłamałam z tych chłopakiem to zacznie mnie omijać szerokim łukiem i wszystko stanie się prostsze. -wyjaśniłam to z uśmiechem, chociaż w sobie czułam czyste zażenowanie, że przez desperacje wciągam w to wszystko też jego. Mój brat założył kolano na kolano i po dłuższej chwili intensywnego wpatrywania się we mnie przytaknął na moją propozycję.
-Tylko wiesz, co? Zastanawia mnie, jak ty sobie poradzisz bez niego. Przecież wiem, że jesteś w nim zabujana po uszy, na dodatek zyskałaś zaufanie u jego córki, więc to co chcesz zrobić spowoduje jeszcze większą nienawiść Harrego do Ciebie. -skinęłam głową na jego słowa, ale także miałam ochotę zapaść się w fotel, gdy mówił o moich uczuciach do lokowatego. Ciężko było się z nim nie zgodzić i co prawda miał rację, jak zwykle w tych sprawach.
-Proszę Cię, przestańmy o tym mówić. Moje uczucia nic w tym momencie nie znaczą. Liczy się tylko to, co zagroził mi tamten psychol. Muszę zakończyć to wszystko raz  na zawsze, bo nawet odprowadzanie Magg jest ryzykowne. -Potrząsnął głową i ze słabym uśmiechem wyszedł z mojej sypialni. Ciekawe od kiedy zrobił się z niego taki wierny słuchacz? Kiedyś nie dawał mi dojść do słowa, a co dopiero mnie wysłuchać. Przez ten okres rozłąki zbyt wiele pomiędzy nami się zmieniło. Nagle drzwi od sypialni ponownie zostały uchylone i tym razem przywitał mnie brat, jakiego znałam.
-No i bym zapomniał. Dobranoc suczo! -zachichotał.
-Miałeś przestać mnie tak nazywać! -krzyknęłam wkurzona w jego stronę i rzuciłam poduszką, która odbiła się od zamkniętych już drzwi. -Szmata. -rzuciłam pod nosem zrezygnowana.
-Słyszałem to! Też Cie kocham siostro! -krzyknął zza drzwi, a ja się uśmiechnęłam. Brakowało mi go.
***
Mój plan wydawał się łatwy tylko w teoretycznym sensie. Chodzenie z własnym bratem za rękę po ulicach Londynu i przesadne słodzenie z jego strony było czymś tragicznym. Moje senne koszmary są zdecydowanie piękne w porównaniu z tym. Z jednej strony czułam obrzydzenie do siebie samej, ale to wszystko miało swój dobry cel. Miałam wrażenie, jakby każdy przechodzień wiedział, że coś knujemy... że nasze zachowanie jest na pewno podejrzane i ma dziwne zamiary. Raczej to tylko moja bujna wyobraźnia ubzdurała sobie takie rzeczy. Przecież ja i Connor nie byliśmy wcale do siebie podobni. On był blondynem, ja brunetką. On miał lazurowe tęczówki, a moje z zielonej barwy podchodziły  pod szarość. Zdecydowanie nic nas nie łączyło prócz genów.
Szliśmy zdecydowanym krokiem w stronę przedszkola. Specjalnie wcześniej, żebyśmy poudawali pożegnanie al'a zakochanej pary, którą czeka masa czasu rozłąki. Nawet moja podświadomość śmiała się z naszej głupoty. Po za tym Harry zawsze wcześniej odprowadzał Maggie do przedszkola, bo wiedział, że przychodzę trochę później... ale nie tym razem. Gdy trwaliśmy w czułym uścisku i przesadnie się do siebie uśmiechaliśmy zza pleców swojego brata dostrzegłam Harrego. Zaskoczył mnie ten widok. Jego szczęka była podobnie zaciśnięta, jak w kawiarni, a jego oczy ciskały piorunami. Zadrżałam na ten widok, mając nadzieję, że nie podejdzie. Bo niby po co miałby podchodzić widząc, że jestem zajęta? No i znowu się myliłam. Mała Maggie spoglądała z boku na mnie i na Connora z wyraźną odrazą i wkurzeniem. Mój gejowaty brat dalej udawał wielką miłość nie dostrzegając zaistniałej sytuacji.
-Wolisz jego ode mnie? No tego się po Tobie nie spodziewałem. Tylko dziwki lecą na takich typków. -u mojego boku niespodziewanie wyrósł Pan-perfekcyjny-idiota-Styles prosząc się o spoliczkowanie. Gdyby tylko wiedział, dlaczego odstawiam tą całą popieprzoną szopkę!
Mój brat oderwał się ode mnie widocznie wściekły zachowaniem lokowatego i zacisnął pięści na jego słowa. Zdezorientowana odsunęłam się od nich podczas, gdy oni wymieniali zawistne spojrzenia. Dosłownie sekundę później obydwoje zaczęli się na siebie rzucać. Harry został precyzyjnie kopnięty w brzuch, na co od razu zgiął się w pół, ale szybko się podniósł.
-Żaden pieprzony szmaciarz nie będzie traktował w ten sposób mojej s...dziewczyny. -dzięki Bogu w ostatnim momencie się poprawił. To nie był koniec. Harry przywalił mu z całej siły w szczękę przez co blondyn leżał na śniegu cały we krwi. Piszczałam i krzyczałam, żeby przestał go okładać. Przestraszona spojrzałam na małą, której łzy błyszczały w oczach i cała drżała ze strachu. Podbiegłam do niej i mocno ją uścisnęłam, ale ona wydawała się być nieobecna duchem.
-Harry! -krzyknęłam do wściekłego chłopaka, który rozwalał wszystko, co napotkał na drodze. -Harry idioto! Przez twoje zachowanie Maggie płacze, a ty kurwa nawet do niej nie podejdziesz?! -na moje słowa brunet od razu obrócił się w moją stronę i rozprostował zaciśnięte dłonie, które były ubrudzone krwią. Wziął małą do siebie i zaczął ją przepraszać, że musiała to oglądać. Podbiegłam zapłakana do Connora nie wiedząc co robić. Potrząsałam jego ramionami, aby w końcu się wybudził, ale to na nic. Leżał na śniegu, a obok niego tworzyła się jeszcze większa kałuża krwi. Zadzwoniłam po pogotowie i z drżącym głosem wszystko wyjaśniłam i podałam adres. Do czasu przyjazdu karetki chodziłam w kółko po chodniku, co jakiś czas doglądając swojego brata. Magg zabrała jedna z przedszkolanek i postanowiła się nią zająć. Wszystko trwało dosłownie kilka chwil i nim się obejrzałam zostałam kompletnie sama na chodniku z tym idiotom opierającym się o swój samochód. Wściekła podeszłam do zielonookiego. Czułam w sobie tylko żal i zawiedzenie.
-Jak mogłeś?! -pisnęłam przez zamglone oczy. -jak mogłeś to zrobić?! On jest dla mnie wszystkim, a przez Ciebie nie wiem, czy jeszcze żyje! -krzyczałam na niewzruszonego chłopaka popychając go coraz bardziej na maskę samochodu. Byłam zdeterminowana do postawienia się nawet jemu, ale moje małe dłonie nie mogły dużo zdziałać w tej sytuacji.
-Co ja zrobiłem?! To on zaczął się na mnie rzucać! -jego nagły wybuch mnie zszokował, gdy przytrzymał moje nadgarstki i stanął ze mną oko w oko. Wszystko się we mnie zagotowało ze złości.
-Zaczął?! On mnie bronił, bo nazwałeś mnie dziwką! I miał racje, nikt nie ma prawa tak na mnie mówić! -wydarłam mu się po raz kolejny prosto w twarz, a on zmrużył oczy. Pociągnął mnie do samochodu. -gdzie ty mnie ciągniesz?!
-Przestań się drzeć i do cholery wsiądź do tego pieprzonego auta, bo jedziemy do szpitala. -otworzyłam szeroko usta, nie rozumiejąc jego zachowania, ale posłusznie wsiadłam do czarnego SUV'a. Nie chciałam biegać po przystankach autobusowych i tracić na czasie, więc to wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Z obrażoną miną zapięłam pas i zaczęłam wpatrywać się w jeden punkt przed sobą. Uniosłam wzrok na skupionego bruneta, który cały czas miał zmarszczone brwi. Widać, że był wkurzony nie mniej niż ja. Sama nie rozumiem dlaczego w tym momencie siedzę spokojnie tuż obok kolesia, przez którego mam kłopoty z mafią, nazwał mnie dziwką i na dodatek pobił do nieprzytomności mojego brata. Czy ja zgłupiałam?


piątek, 20 września 2013

5. Connor cz. II


PRZECZYTAJ INFORMACJĘ POD ROZDZIAŁEM. 

Po wypiciu kawy, co było dla mnie katorgą zważając na fakt, że w gardle mialam wielką gulę, przyszedł czas na rozmowę. Dłonie pociły mi się ze strachu niemiłosiernie. Chciałam zachować spokój, ale mój krótki i urywany oddech mnie zdradził. Zaczerpnęłam haust powietrza.
-Harry... mieliśmy porozmawiać. -powiedziałam do niego wolno, jak do jakiegoś tępego idioty. Brunet stracił zainteresowanie swoją szklanką i przeniósł wzrok na mnie. Dalej idiotko, czas ucieka.
-Tak mieliśmy. Wiesz co chciałbym wiedzieć, więc pozostawiam to Tobie. -no to mi ułatwił.
-Ten pocałunek... -zaczęłam uciekając wzrokiem. -był niesamowity. -stwierdziłam zgodnie z prawdą, a  w jego spojrzeniu dostrzegłam iskierki nadziei, które zaraz musiałam zniszczyć. -ale to nic nie znaczyło. Ja... mam chłopaka i najlepiej jeśli zapomnimy o tym wszystkim...o nas. -powiedziałam na jednym wdechu tamując potok łez w oczach. Spojrzałam na zielonookiego z przerażeniem na twarzy. Jego szczęka mocno się zacisnęła, tak jak i pięści. Miałam wrażenie jakby cały drżał ze złości. O dziwo nagle pozostałam sama z nim w lokalu. Nie było nikogo oprócz nas i obsługi, mało interesującej się klientami. Nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Bałam się go cholernie, ale nie tak bardzo jak tamtego kolesia w kominiarce. -Harry, wybacz, że zrobiłam Ci nadzieję na cokolwiek... -zdobyłam się na szepnięcie, bo miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę, a muszę udawać silną. Moje słowa nic nie zdziałały, kompletnie nic. Wkurzył się jeszcze bardziej demonstrując na swojej szyi wystające żyły. Cała równowaga i spokój poszły się pieprzyć. Z przerażeniem obserwowałam wszystko co działo się przede mną. Wściekły i zawiedziony Styles z hukiem odsunął się od stolika, przewracając wszystko, co na nim stało. Podskoczyłam zdezorientowana na swoim miejscu, ale nie siedziałam na nim za długo. Szarpnął mnie za jeden nadgarstek wyciągając mnie siłą z lokalu. Zdążyłam tylko zabrać niezgrabnie swój płaszcz i torebkę. Gdy staliśmy przed kawiarnią nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Wszędzie było cicho, a ulice pustoszały. Z pewnością nie mogłam liczyć na niczyją pomoc, gdyby Harry mnie uderzył. Stanął na przeciwko mnie mierzwiąc swoje loki. Z jego twarzy powoli uchodziło zdenerwowanie, które zastępował żal. Mogłam oczekiwać po nim wszystkiego, ale nie tych słów.
-Wiesz co? W sumie dobrze, że w końcu wszystko wyjaśniliśmy, bo w końcu nie muszę znosić twojej pieprzonej osoby. Byłaś dla mnie tylko dziwką, nikim innym. Mogę mieć każdą, więc nie jesteś mi do niczego potrzebna. -splunął w moją stronę, a moje kolana się pode mną ugięły. To zabolało bardziej niż wszystko razem wzięte, co spotkało mnie w życiu. Nikt nigdy w ten sposób mnie tak nie nazwał, ale on miał prawo, po tym co mu zrobiłam.
-Dziwką? -mój głos zadrżał, tak jak reszta ciała. Naokoło zaczął wiać wiatr.
-Tak, nic nie wartą dziwką! -odkrzyknął, lecz tym razem nie patrzył na mnie. Szedł prosto przed siebie kopiąc każdą napotkaną rzecz. Po moich zmarzniętych policzkach zaczęły kapać słone łzy. Nie winiłam go na to, bo sobie zasłużyłam. Gdyby tylko on wiedział, że robię to dla niego... dla nas. Dla Maggie, jego i mnie.
-Przepraszam Harry. -mruknęłam słabym głosiem, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że mnie nie usłyszał, bo zniknął z pola widzenia.  Spojrzałam w zaułek, gdzie ostatni raz widziałam tego psychopatę. Znowu tam stał, widocznie wszystko widział i słyszał. Uniósł kciuk w górę i tak po prostu zniknął. Uszczypnęłam się w dłoń, jak małe dziecko, mając nadzieję, że to wszystko co wydarzyło się parę minut temu jest zwykłym koszmarem, ale na próżno. Nadal stałam na jednej z ulic Londynu z rozmazanym tuszem od łez i czekałam na nie wiadomo co.

***
Od kluczyłam zwinnie jedną ręką drzwi, a drugą przytrzymywałam niezdarnie dużą reklamówkę z zakupami. Rzuciłam kluczę na mahoniową komodę, która stoi tu chyba od zawsze i ruszyłam w kierunku salonu. Nawet nie postarałam się o to, aby ściągnąć przemoczone buty i wilgotny płaszcz, bo niby po co? Rzuciłam reklamówkę na stolik, a sama rozsiadłam się byle jak na kanapie i włączyłam pierwszy lepszy program. Sięgnęłam po pudełko lodów i zdałam sobie sprawę, że  nie mam łyżki. Z westchnięciem wstałam z kanapy przy okazji rozrzucając swoje rzeczy na boki. Zdałam sobie sprawę, że od prawie trzech tygodni nie sprzątałam. Gdy znalazłam upragnioną rzecz w kuchni wróciłam na poprzednie miejsce. Zaczęłam zajadać się czekoladowymi lodami i śmiałam się jak idiotka z problemów Innej. Nastolatka, która ma problem z wybraniem chłopaka to dla niej życiowy problem. Niech zawita do mojego świata, w którym grozi mi jakaś pieprzona mafia. Dobra, wiem, że jestem żałosna, ale nic innego mi nie pozostało. Dobija mnie myślenie o Harrym. Może gdyby nie Maggie dałabym radę wziąć się w garść... Codziennie pyta mnie o to samo.

-Dlaczego już do nas nie przychodzisz? -mała zapytała mnie po raz kolejny z wyrzutem. Cały czas zwinnie unikałam odpowiedzi, ale ona nie dawała za wygraną. Przestałam iśc i spojrzałam na nią z góry.
-Po prostu... jestem bardzo zajęta po pracy. -chciałam skończyć temat i iść dalej, ale ona mnie zatrzymała.
-Kłamiesz, tak jak Harry. -stwierdziła smutno chowając swoje rączki w kieszeniach jesiennego płaszczyku. Uniosłam zaskoczona jedną brew. Już zapomniałam, jak bardzo mądre jest to małe dziecko. Z nią nie da się wygrać.
-Dlaczego tak jak Harry? -wcale mnie to nie ciekawiło, tak po prostu...
-On mówi, że już go nie lubisz, bo masz innego chłopaka. -szepnęła pod nosem, a mi od razu zrobiło się przykro. -ale ja wiem, że to nie prawda, bo obydwoje się lubicie i tak będzie już zawsze. -dodała po chwili namysłu spoglądając na mnie z uśmiechem. W kącikach moich oczu zebrały się łzy.
-Chciałabym w to wierzyć.- szepnęłam sama do siebie i ciagnąc małą za sobą, aby jak zwykle odprowadzić ją do jednego z zakrętów przed blokiem.

Przymknęłam oczy zirytowana moim głupim życiem. Dlaczego wszystko nie jest łatwiejsze? Jestem żałosna. Jęknęłam zirytowana chowając twarz w poduszce. Mój spokój przerwał natarczywy dźwięk dzwonka do drzwi. Z jednej strony pragnęłam, aby był to ON. Żeby przyszedł do mnie i bez żadnych pytań, wyrzutów po prostu mnie przytulił i pocałował, ale dobrze wiem, że nie mam na co liczyć. On i ja to dwa inne światy i ten gościu co mi grozi z pewnością obserwuje mój każdy ruch. Mała nadzieja całkowicie została rozwiana, gdy za drzwiami ujrzałam nikogo innego, jak mojego... brata.
-NO ALOHA SUCZO! -uniosłam zirytowana brwi wpuszczając go do środka. Na wstępie dodam, że mój brat jest najbardziej gejowatym gejem jakiego spotkałam w całym swoim życiu, a było ich wiele.
-Czego chcesz Connor? -warknęłam na chłopaka rok młodszego ode mnie.
-Tak witasz swojego jedynego, najukochańszego braciszka pod słońcem? -mruknął niezadowolony rozsiadając się na mojej kanapie.Przewróciłam oczami na jego zachowanie, potrafi być taki irytujący.
-Co w domu? -przerwałam ciszę pomiędzy nami.
-Niezbyt dobrze Teysh. -nienawidziłam, gdy w ten sposób zdrabniał moje imię, ale w tym momencie to nie miało znaczenia.
-Dlaczego?
-Ciotka nadal płacze po nocach, że nie chcesz się do niej odezwać. Bynajmniej to zauważyłem, jak przyjechałem na kilka dni do domu. -wzruszyłam ramionami na myśl o ciotce. Po tym wszystkim co zrobiła, należało się jej. -Nie udawaj, że Cię to nie obchodzi. -założył dłonie na klatkę piersiową i uważnie mi się przyglądał. Nie czułam nic, nawet współczucia, wyrzutów sumienia, bo to nie ja spowodowałam obecną sytuację.
-Co Cię do mnie sprowadza? -zmieniłam temat na ważniejszy od poprzedniego. Uśmiechnął się promiennie.
-No jak to co?! Odwiedzam moją kochaną siostrzyczkę, która nawet nie raczyła odebrać ode mnie telefonów. Dzwoniłem do Ciebie przez cały ostatni tydzień, suczo.  -jezu, czy on zawsze musi mówić to suczo? Sięgnęłam po telefon, który był wyciszony.
-Oh...- westchnęłam sama do siebie i od razu zmieniłam tryb z wyciszonego na normalny. -a tak właściwie to jaki jest PRAWDZIWY powód twoich odwiedzin? -zaśmiałam się z jego debilizmu.
-Wywalili mnie ze studiów i takie tam... -szepnął pod nosem udając zainteresowanie swoimi paznokciami.
-ŻE CO?! -wydarłam się na całe mieszkanie, a Connor aż podskoczył. -jak to Cię wywalili? Ciotka wie? -ledwo przeszło mi to słowo przez gardło, ale walić to.
-Nie, jeszcze nie odważyłem się jej powiedzieć, ale obiecuję Ci, że to zrobię. -natychmiast przyłożył dłoń do serca. Wypuściłam ze świstem powietrze, po czym oparłam się o jeden z foteli.
-Kiedy masz zamiar to zrobić? -zdziwił się moją dociekliwością.
-Niedługo, naprawdę. -mruknął. Postanowiłam nie drążyć tematu.
-I dlatego tu jesteś? Bo nie masz gdzie nocować?
-Tak, ale tylko na kilka dni, może tydzień. -przez moment się wkurzyłam, że jakaś osoba może zaburzyć mój spokój na tyle czasu, ale po chwili zdałam sobie sprawę z faktu, że to mój brat i nie jest JAKĄŚ osobą. Zna mnie jak nikt inny na tym popieprzonym świecie. To mój młodszy braciszek, który pomimo roku różnicy opiekował się mną jak starszy brat, za to ja byłam dla niego o wiele gorsza.
-Spoko. -zgodziłam się po dłuższym namyślę. Con ucieszony pisnął i mocno mnie przytulił.
-Moja sucza! -krzyknął na całe mieszkanie, a ja się zaśmiałam. Po chwili jednak spoważniałam.
-Tylko masz przestać mówić na mnie sucza... to jest dziwne, nawet jeśli jesteś gejem. -machnął na mnie ręką i poszedł do kuchni. Gdy grzebał w mojej lodówce zaczęłam uważniej mu się przyglądać. Powiem szczerze, że przez ten rok bardzo wydoroślał. Jego włosy urosły, a jego ciało jest zdecydowanie bardziej umięśnione. Na pewno pakował. Gdy tak stałam i przyglądałam się swojemu bratu pałaszującemu w moim domu wpadłam na pewien pomysł, który z pewnością nie był dobry, ale miał słuszny cel.
-Connor, mam do Ciebie pewną sprawę. -uśmiechnęłam się do niego nadzwyczaj przyjaźnie, co nie umknęło jego uwadze, bo momentalnie zmarszczył swoje idealnie wyregulowane brwi, a ręce podparł na biodrach. Jestem kompletną idiotką i na pewno tego pożałuję.

***
PRZEPRASZAM, ŻE JEST NUDNY. PRZEPRASZAM, ŻE JEST DO DUPY. PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO. PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY.
Byłam chora i większość tego rozdziału pisałam, gdy miałam gorączkę i inne tego typu rzeczy, przez które czułam się jak GUNWO -.-. Mam nadzieję, że nie jesteście źli i mnie zrozumiecie.
CZYTASZ ? SKOMENTUJ! 
Zastanawiałam się nad zakładką informowani, w której chętne osoby podałyby swojego tt i byłyby informowane o każdym nowym poście. Czy to ma jakiś sens?

wtorek, 17 września 2013

INFORMACJA

Przepraszamy za naszą już kolejną dłuższą nieobecność, ale wiecie jak to jest... szkoła i w ogóle. Do ostatniego rozdziału nie było za dużo komentarzy :c ale mam nadzieję, że przy następnym będzie już chociaż 10 :) Niedługo zostanie dodany tylko najpierw Wikk musi go napisać. Aktualnie jest chora i powiedziała mi, że czuje strasznie i nie da rady napisać tego tak jakby chciała, a ma już pomysł. Gdy tylko jej się polepszy to doda drugą część rozdziału. Mamy nadzieję, że nie jesteście źli :) xx

WIDZIELIŚCIE JUŻ TELEDYSK DO LOLLY? *.*
https://www.youtube.com/watch?v=BiOmXeKyrxo

niedziela, 8 września 2013

5. Jestem gotowa na koniec cz. I

Lateysha

Serce zakołatało mi dwa razy szybciej na jego słowa. Na serio byłam taka głupia myśląc, że pominiemy sprawę z jego odwiedzinami pewnego wieczora? Chyba tak.
-Late? Jesteś tam? -miękki głos Harrego przywrócił mnie na ziemie. Odchrząknęłam pośpiesznie i poczułam gule w gardle. Nagle z bardzo śpiącej przeszłam w tryb bardzo rozbudzonej i przestraszonej.
-Ym.. tak, tak jestem. O czym chciałbyś porozmawiać Harry? -grałam na zwłokę, musiałam mieć pewność.
-O tamtym pocałunku i twojej rozmowie z Maggie. Muszę poznać prawdę. -po drugiej stronie zapanowała cisza, którą nie wiedziałam jak przerwać. -To tak, jakby mnie trochę zabolało? -prędzej zadał mi pytanie niż odpowiedział. Czyżby Pan wykorzystujący puste plastiki do wiadomo czego, który uwielbia pijaństwo i imprezy ma uczucia? Tu mnie zaskoczył. Nie uważajcie o mnie źle, ale co miałam sobie pomyśleć po jego poprzednim zachowaniu?
- Tak, to mnie zabolało. -powiedział pewniej siebie, a ja kompletnie nie wiedziałam czy stwierdził to przed samym sobą czy również przede mną. Skinęłam głową, chociaż dobrze wiedziałam, że tego nie widział.
-Rozumiem. -westchnęłam znowu czując senność. -Zdziwił mnie sam fakt, że zgodziłeś się ze mną rozmawiać. Wiem, że zraniło Cię to co usłyszałeś, co jest dziwne... ale wydaje mi się, że to nie jest rozmowa na telefon. Może lepiej sobie wyjaśnić to w cztery oczy? -nie chciałam okazać się tchórzem i uciekać od problemu rozmową przez telefon. Załatwianie w ten sposób ważnych spraw nigdy nie było dla mnie odpowiednie i nawet jeśli bałam się spojrzeć mu w oczy i wyjaśnić to nieporozumienie to i tak to zrobię.
-Jasne, tak zrobimy. Dobranoc Lateysha. -ciepły głos lokersa zadziałał tak kojąco, że po jednym ziewnięciu zasnęłam.

***

-Ugh... Zaraz czeka mnie poważna rozmowa. -powiedziałam do siebie. Nienawidzę tego i faktu, że mówie sama do siebie. Szłam w stronę centrum zatłoczoną ulicą. Jest sobotnie popołudnie, więc nie dziwi mnie to. Cały czas próbuję nie myśleć o tym spotkaniu, ale przez to mam jeszcze większy mętlik w głowie. Ciągle wyobrażam sobie tylko co Harry może mi powiedzieć i jak będzie wyglądała nasza rozmowa. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że jeśli się nie pośpieszę to będę spóźniona, nie chciałam tego, ja nigdy się nie spóźniam. Postanowiłam skręcić w uliczkę, na której będzie zdecydowanie mniej ludzi i to ułatwi mi przejście. Dookoła było pusto i cicho. Od razu lepiej. Przynajmniej nikt nie będzie mnie oceniał, gdy znowu będę świrować i pieprzyć głupoty pod nosem. W pewnym momencie usłyszałam szelest, trochę się przestraszyłam, więc odruchowo się odwróciłam, nic. Przekonana, że to jakieś chore omamy ruszyłam ponownie przed siebie, ale nagle ktoś pociągnął mnie za moją jesienną chustę i jedną ręką zakrył usta, a drugą chwycił moje nadgarstki po czym zaciągnął mnie tyłem do jednej z wąskich uliczek. Poczułam, że stanął i zaczęłam się wyrywać, ale mogłam się przez to udusić, więc próbowałam krzyczeć.
-Stul pysk. -szepnął nerwowym głosem do mojego ucha, ale ja nie miałam zamiaru odpuścić. Wiem, że przez to mogłam mieć jeszcze większe problemy, ale to było silniejsze ode mnie.
-Przestań kurwa i mnie posłuchaj szmato. -powiedział głośniej aż serce poskoczyło mi do gardła i przestałam całkowicie się ruszać, czekałam na to co teraz powie. Bałam się cholernie. Najgorsze było to, że nie mogłam zobaczyć twarzy tej osoby. Widziałam tylko, że jest ubrany na czarno i jest dosyć umięśniony. Jego głos był gruby i przerażający. Kim on był...
-Więc... Spotykasz się z Harrym... -zaczął mówić powoli, ale ja mu przerwałam.
-O co ci chodzi!? -krzyknęłam gdy tylko zabrał swoją ogromną dłoń z mojej twarzy.
-Bądź cicho albo na rozmowie się nie skończy! -mocniej ścisnął moje ręce, a mój oddech przyśpieszył.
-Prawdopodobnie ci się śpieszy, mi z resztą też, więc od razu przejdę do rzeczy. -zaczął spokojnie, ale ja już nie wytrzymałam i spróbowałam wyrwać się z jego uścisku.
-Ej, ej, spokojnie księżniczko. -przycisnął mnie bardziej do swojego ciała i wyciągnął z kieszeni nóż, który przyłożył do mojej szyi. -Jeszcze jeden ruch i użyję tego. -poczułam, jak moje plecy oblewa zimny pot i zaczynam drżeć.  -Zerwij kontakt z Harrym. -powiedział tak blisko mojego ucha, że aż otarł je ustami.
-Co!? Nie możesz mi rozkazywać! -krzyknęłam i ponownie spróbowałam się wyrwać. Zły ruch.
-Jesteś pewna? -poczułam ból z lewej strony szyi. Przerażona zrozumiałam, że poprzednio wyciągniętym nożem przeciął skórę na mojej szyi.  Zaczęłam histerycznie  płakać. Nie wiedziałam już co robić i  nie myślałam, że kiedykolwiek mnie coś takiego spotka, przez poznanie tego idioty Stylesa!
-Dlaczego mam to zrobić?  -powiedziałam starając się brzmieć obojętnie, ale to było bardzo trudne.
-Jeśli tego nie zrobisz to temu bachorowi stanie się krzywda. Chyba nie chcesz żeby cierpiała przez twój jeden głupi błąd, co? -szepnął, a przez mroczną uliczkę rozbrzmiał jego ochydny śmiech, chory idiota.
-Co!? -myślałam, że to żart i zaraz powie mi serio o co chodzi.
-To co usłyszałaś. Mamy układ. Jeżeli nie przestaniesz się z nim spotykać, to małej już nigdy nie zobaczysz. Rozumiemy się? -ponownie przyłożył nóż do mojej skóry.
-Tak. -wydusiłam z siebie zamykając oczy żeby zatamować płynące z nich łzy.
-To dobrze. Pamiętaj, jesteś obserwowana. Trzymaj się księżniczko. -pocałował nacięcie, które zrobił mi na szyi i jego muskularne dłonie puściły moje nadgarstki. Od razu się odwróciłam, ale go już nie było. Tak jakby nagle zniknął. Zakryłam chustką i włosami ranę i wytarłam łzy. Ruszyłam w stronę kawiarni , w której miałam spotkać się z Harrym z miną wyrażającą odrazę i utratę dumy po zaistniałej sytuacji.  Tak właśnie, mimo układu, który zawarłam z nieznajomym idę się z nim spotkać. Nadal cała się trzęsę, ale czas się opanować. Stanęłam przed drzwiami knajpki i wzięłam głęboki oddech, po czym popchnęłam drzwi i zauważyłam siedzącego przy stoliku w kącie Harrego. Podeszłam na nogach, jak z waty, a on wstał z lekko uniesionymi kącikami ust. Ściągnęłam kurtkę, a chustkę zostawiłam, aby moje nacięcie nie było widoczne. On znalazł się obok mnie i poczułam jak przytula mnie na powitanie, ale szybko się odsunęłam, bo za oknem zauważyłam przy parkingu tego samego mężczyznę. Strach ponownie objął całe moje ciało. Jego dłoń uniosła się demonstracyjnie do szyi i zainscenizował podcięcie gardła. Od razu poczułam, jak mój żołądek zawiązuje się w supeł i oddech staje się nierówny. Ta scenka trwała kilka sekund, ale w mojej głowie przetwarzała się długo, zbyt długo.
-Coś nie tak? -zapytał zdziwiony.
-Ymm... nie, przepraszam źle się czuję. -powiedziałam zmieszana i usiadłam na kanapie naprzeciwko niego. Skinął głową i momentalnie jego twarz oplotła duża ilość loków. Spojrzał na mnie po dłuższym milczeniu i przeniósł wzrok na menu. Miałam wystarczająco czasu, aby nacieszyć się ostatni raz jego widokiem, którego mi będzie brakowało. Bawił się swoją wargą chwytając ją i wypuszczając zębami, co wyglądało seksownie. Oczy mu rozjaśniały, jakby cieszył się z dzisiejszego spotkania, pomimo celu naszego zobaczenia się tu. Pełne usta, jak zwykle miały ciemno-malinowe usta, których smak nadal pamiętam i więcej ich nie poczuje. Żal ścisnął moje serce z powodu świadomości, jak niewiele czasu dzieli mnie i Harrego do skończenia tej znajomości. Za szybko przywiązałam się do niego i małej. Maggie będę jeszcze widywać w placówce, ale zielonookiego? Nawet jeśli się pojawi, to będę musiała go unikać. To tak cholernie nie w porządku. Zdałam sobie sprawę, że nie mam wyboru i jestem gotowa na koniec.
***
Cześć wam misiaki :3 Przepraszamy, że tak długo czekaliście. Postanowiłam zrobić długi rozdział, a więc o to jego pierwsza część :)
Jak w szkole?
TT:
@MeowWikk
@Im_adaa
ask:
www.ask.fm/notoWikk