Powoli otworzyłam oczy. Na początku jedyne co widziałam to
tylko mgłę. Chciałam przetrzeć je ręką, ale poczułam, że są przywiązane. Kiedy
byłam już w pełni świadoma, rozejrzałam się dookoła. Byłam w dość dużym pokoju
z jednym oknem, ściany były szare, tak jakby brudne. Siedziałam na krześle na środku
pokoju ze związanymi rękami. Gdy odchyliłam głowę do tyłu zauważyłam, że za mną
znajduje się jeszcze kanapa i mały stoliczek. W ogóle nie miałam pojęcia co to
za miejsce... Zza okna było widać tylko niebo, więc musiałam znajdować się
gdzieś wysoko. Na dworze było jasno, czyli wygląda na to, że byłam nieświadoma
przez całą noc. Ostatnie co pamiętam to szybka jazda w aucie z człowiekiem,
który już kiedyś mi groził. To nie wróży nic dobrego. Nie mam pojęcia co robić.
Próbowałam uwolnić moje ręce, ale to nic nie dawało, tylko bolało. Poddałam
się. Siedzę teraz bezczynnie i myślę. Wiem, że gdybanie nad tym co mogłoby być
gdybym nie zrobiła tej i tej rzeczy nic nie pomoże, ale to jest silniejsze ode
mnie. Odruchowo odwróciłam głowę w prawo patrząc na drzwi. Było słychać kroki.
Tak jakby ktoś wchodził po schodach. Głośno przełknęłam ślinę i czułam wielką
gulę w gardle. Serce zaczęło bić szybciej, a przez mój mózg przeszły miliony
myśli. Co jeśli ten człowiek coś mi zrobi? Chwycił za klamkę. O nie. Drzwi
zaczęły się uchylać. W obawie, że może zacząć ze mną rozmawiać, zamknęłam oczy
i udawałam, że nadal śpię. Wszedł do środka, ale nie usłyszałam żeby zamknął
drzwi. Zrobił kilka kroków do przodu, a ja starałam się, żeby nie zauważył
mojego zdenerwowania.
-Ohoho nadal śpi, śpiąca króle… suka. –prychnął i chyba
poszedł usiąść na kanapie. Uf dobrze, że myśli, że nic nie słyszę.
-Halo?... Tak… Śpi… Co z nią zrobimy?... Na pewno?... Jak
chcesz, ale ja nie biorę tego na siebie… Okej… Czekam. – usłyszałam rozmowę
telefoniczną. Nietrudno się domyślić, że jest o mnie… Tylko szkoda, że nie
dowiedziałam się jaki jest mój wyrok. Eh… Nie zamierzam się „budzić”. Wstał i
zrobił kilka kroków. Zbliżał się do mnie. O nie. Poczułam jego oddech na moim
policzku. Miałam gęsią skórkę. Mam nadzieję, że nie domyślił się, że udaję. Dłonią
przesunął mój kosmyk włosów za ucho.
-Tak wyśpij się, bo niedługo będziesz się ostro bawić.
–szepnął mi do ucha, a mi zrobiło się niedobrze. Nagle usłyszałam strzał, a
mężczyzna upadł na ziemię, zabierając rękę z mojego policzka. Zastanawiałam się
czy to ktoś kto chce mnie uratować, nie wiedziałam czy mam otworzyć oczy.
Czekałam aż się upewnię. Zbliżał się do mnie powolnymi krokami, a gdy już
dotarł, odwiązał moje ręce, które bezwładnie opuściłam. Położył dłoń na moim
udzie i dłonią uniósł mój podbródek.
-Late? Słyszysz mnie? –usłyszałam głos z lekką chrypką,
który należał oczywiście do Harrego. Od razu otworzyłam oczy i rzuciłam się na
jego szyję. Popatrzyłam mu prosto w oczy i złączyłam nasze wargi w głębokim
pocałunku.
-Dziękuję. –powiedziałam i ponownie go przytuliłam.
-Cała się trzęsiesz, spokojnie, jesteś już bezpieczna. –szepnął.
–Chodźmy stąd, szybko. –ruszył w stronę drzwi, a moją uwagę przykuł leżący na
podłodze mężczyzna.
-Czekaj. Zabiłeś go!? –krzyknęłam przestraszona.
-Nie. Jeszcze żyje, dlatego musimy uciekać, bo zaraz
przyjadą jego wspólnicy. –ponownie ruszył do wyjścia.
-Ale…
-Chodź już! –prawie krzyknął. Poszłam za nim nie odzywając
się więcej.
*
-Gdzie jedziemy? –spytałam po paru minutach ciszy.
-Do szpitala. Chyba chcesz zobaczyć się z bratem, więc
zawiozę cię tam. –co mu się stało, że teraz był taki oschły. Eh. No dobra. Już
prawie jesteśmy, więc się już nie odzywam. Może sam coś powie. Zatrzymał auto.
-Ty też wysiadasz? –ugh, a miałam się do niego nie odzywać…
-Tak, Maggie tam jest. –spojrzał na mnie i kliknął guzik,
aby zakluczyć samochód.
-Okej… -zrobiłam zdziwioną minę, ale o nic więcej już nie
pytałam. Weszliśmy do środka i pielęgniarka zaprowadziła nas do Sali gdzie leży
mój brat. Drzwi były uchylone. Maggie siedziała obok jego łóżka na krześle.
Widać było, że dobrze się bawili, bo oby dwoje mieli wspaniały humor.
-Hej. –powiedziałam i machnęłam ręką na powitanie.
-No cześć siostra! Gdzie zniknęłaś? –uśmiechnął się i
poklepał miejsce obok siebie, abym usiadła. Tak zrobiłam.
-Cześć Lateysha, do zobaczenia jutro. –mała przytuliła mnie
i pobiegła do Harrego, który stał w drzwiach. Nie odezwał się ani słowem… Tylko
wziął dziewczynkę i wyszedł.
-Więc? Gdzie byłaś? –brat miał już dobry humor. Dziwne, ale
to dobrze.
-Ym, musiałam coś załatwić sama. Takie… moje osobiste
sprawy, rozumiesz… -wykręciłam się od odpowiedzi. Mam nadzieję, że nie będzie
chciał wiedzieć nic więcej. Niby wiedział o wszystkim co stało się wcześniej, ale nie chcę go bardziej w tą wplątywać.
-Uuu, okej. Ale przecież ON zniknął razem z tobą. –nie trudno
zauważyć, że nie przepada za Harrym, ale w sumie to mu się nie dziwie, bo w
końcu to on go pobił…
-Po prostu przyjechał po mnie. –serio nie chciałam mu nic
powiedzieć, wolałam żeby wrócił do ciotki i nie miał już z moją sprawą nic
wspólnego. –A kiedy wracasz? –zapytałam.
-Co? Chcesz już się mnie pozbyć co? –zrobił udawaną smutną
minę. –Nie no, jutro jadę. Przecież nic mi nie jest.
-Ok…
-Tylko Late… -zaczął.
-Tak?
-Uważaj na niego nie chcę żebyś cierpiała. –uśmiechnął się,
a ja wstałam już gotowa do wyjścia.
-Dzięki. Kocham Cię. –przytuliłam go i ruszyłam w stronę
drzwi.
-Ja ciebie też! –krzyknął, gdy stałam już na korytarzu. Otwierając
drzwi od szpitala poczułam chłodny wiat. Do domu nie miałam blisko, ale
postanowiłam się przejść. Zrobiłam kilka kroków w przód i usłyszałam klakson
samochodu. Odruchowo odwróciłam od razu głowę. To Harry… Czekał tu na mnie
przez ten czas? Dziwne. Podeszłam i wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera.
-O co chodzi? –zaczęłam.
-Przecież nie będziesz szła pieszo. –odpalił samochód. –Jedziemy
do mnie. –bardziej to oznajmił niż zapytał, ale nie chciałam już protestować.
*
Siedziałam na kanapie w salonie, a Harry był z Maggie w jej pokoju. Chyba poszedł ją położyć do spania, bo w aucie narzekała, że jest zmęczona. O czym będziemy rozmawiać jak przyjdzie? Eh. Z zamyślenia wyrwał mnie Harry, gdy zjawił się w pokoju i usiadł obok. Obserwował mnie, ale nie odezwał się ani słowem. Skoro już siedzieliśmy tutaj razem postanowiłam wykorzystać sytuacje, odezwać się i może wszystko naprawić?
-Skąd masz broń? -może nie za dobre pytanie na rozpoczęcie rozmowy, która miała wszystko naprawić, ale musiałam o to spytać. Nawet na niego nie spojrzałam.
-Byłem kiedyś w mafii. -powiedział czekając na moją reakcję.
-Co! -spojrzałam na niego ze zdziwieniem i lekkim... strachem?
-Teraz już nie muszę tego przed tobą ukrywać. Dużo widziałaś, dużo wiesz... więc po prostu powiem ci wszystko. -przysunął się bliżej i spojrzał mi głęboko w oczy. -Chcę to wszystko naprawić, wiesz? -uniósł kącik ust. -Nie jestem pewien czy ta prawda wszystko naprawi, ale warto spróbować. Wolę nie mieć już przed tobą żadnych tajemnic. -oparł łokcie na kolanach i siedział tak chwilę w ciszy.
-Od czego mam zacząć? -spojrzał na mnie.
-Od początku... -odpowiedziałam gotowa na wszystko.